top of page
Szukaj

Odnalezione powołanie – rozmowa z rodzicami zastępczymi

Wywiad z Emilią i Danielem Barna, rodzicami zastępczymi ze zboru w Gorzowie Wielkopolskim. Wychowują troje dzieci biologicznych oraz dwoje w pieczy zastępczej, a tę służbę pełnią od dwóch lat. W rozmowie z prezb. Henrykiem Skrzypkowskim opowiadają wprost o codzienności, trudach i radościach oraz o tym, jak lokalny Kościół może stać się realnym wsparciem w takiej służbie.


Emilia: Z wykształcenia jestem pedagogiem–terapeutą, ale odkąd się pobraliśmy, zajmuję się domem i dziećmi na pełen etat.

Daniel: Jestem mechanikiem. Od około 20 lat pracuję w zawodzie, głównie przy samochodach, ale i przy maszynach. Lubię to. Teraz pracuję bliżej domu, co bardzo nam pomogło.


Henryk: Jak wygląda wasza rodzina? Ilu dzieciom zapewniliście opiekę?


Emilia: Mamy troje dzieci biologicznych: Lea (10), Adam (8) i Julia (5). I dwoje dzieci przyjętych w pieczy zastępczej: dwóch chłopców (2 latka i nie cały rok).

Daniel: Rodziną zastępczą jesteśmy od dwóch lat. W sumie przyjęliśmy pięcioro dzieci: troje z nich spędziło u nas pięć miesięcy, a potem wróciło do rodziców biologicznych.


Henryk: Co stało się z tą pierwszą trójką? Jak wyglądała wtedy Wasza codzienność?


Emilia: Rodzice podjęli wysiłek, spełnili wymogi sądu i dzieci wróciły do domu. Mieliśmy przywilej zobaczyć dobre zakończenie tej historii. Zdecydowaliśmy się przyjąć tę trójkę, bo widzieliśmy dużą szansę na ich powrót do rodziców i chcieliśmy ich w tym wesprzeć. To był bardzo intensywny, obciążający czas dla naszych dzieci: wiele osób na niewielkim metrażu, a do tego rówieśnicy naszych dzieci. To był skok na głęboką wodę, przejście z trójki na szóstkę. Duża zmiana.


Henryk: To wspaniałe, że mogliście w tym uczestniczyć, bo wiemy, że w rodzinnej pieczy zastępczej takie zakończenia nie zdarzają się często. Co sprawiło, że w ogóle podjęliście się służby rodzicielstwa zastępczego?


Emilia: Takie myśli były w nas od dawna, jeszcze jak byłam panną, a Daniel kawalerem. Przełomem było kilka wspólnych dni spędzonych z rodziną zastępczą. Mogliśmy posłuchać, podpytać, zobaczyć z bliska.

Daniel: Mieszkaliśmy wtedy za granicą, więc nie mogliśmy od razu z tym ruszyć. Wiemy też, jak silne potrafią być emocje poruszone współczuciem, dlatego daliśmy sobie rok na modlitwę i rozeznanie: czy to tylko emocje, czy Boże powołanie. Bóg nas w tym utwierdził. Po powrocie do Polski zaczęliśmy procedurę i szkolenie.

Emilia: Bóg utwierdził nas w przekonaniu, że powołuje nas do tego zadania, choć sami nie czujemy się najbardziej odpowiednimi rodzicami. Patrząc dziś, to dobrze, że nie dało się pójść „na skróty”. Mieliśmy czas dokończyć dom oraz przygotować naszą przestrzeń i serca.


Henryk: A jak wygląda wasz zwykły dzień z piątką dzieci pod opieką?


Daniel: Wychodzę do pracy przed 7:00, wracam około 15:00. Wcześniej dojeżdżałem 65 km w jedną stronę, to mocno nas obciążało. Teraz jest lżej.

Emilia: Dwoje najstarszych dzieci uczy się w edukacji domowej. Julia jest jeszcze w domu, a dwaj najmłodsi wymagają sporo wizyt lekarskich, mamy intensywną diagnostykę, zwłaszcza u najmłodszego. Robimy szkołę w domu, więc odpada stres codziennego wstawania i bycia na czas.

Daniel: Po moim powrocie jemy obiad, a ja przejmuję dzieci. Czasem Emilia jedzie na zakupy czy załatwia sprawy urzędowe. Wtedy jest też czas na zajęcia dodatkowe, wożę dzieci na basen i j. niemiecki.

Emilia: Wieczorem modlimy się z dziećmi. Uczymy je, że modlitwa to prawdziwa rozmowa z żywym Bogiem. To dla nas ważny stały punkt dnia. 


Henryk: Co was najbardziej zaskoczyło na tej drodze?


Emilia: Najpierw obawy. Bałam się, że nie podołam technicznie, że logistyka mnie przerośnie, że trafią do nas dzieci z bardzo dużymi problemami, z którymi sobie nie poradzę. A do tego mamy własne, jeszcze małe dzieci, o które się martwiłam. Pozytywnie zaskoczyły nas też relacje z rodzicami biologicznymi: były kulturalne i dobre, mimo bliskości zamieszkania. Obawialiśmy się tych relacji, a Pan Bóg poprowadził je spokojnie.

Daniel: Zdziwiło mnie, i mówię to bez pretensji, że w Kościele wciąż pobrzmiewa myślenie „dzieci w kryzysie to sprawa państwa”. A przecież rzeczywiście biblijnie wierzymy, że troska o porzucone dzieci i najsłabszych spoczywa na ludziach wierzących i wspólnotach. To warto w nas odświeżać.

Emilia: Jednocześnie od razu pojawiły się osoby, które pomagały, nasi bliżsi znajomi. Jest u nas jeden brat, który na nabożeństwie często bierze na ręce naszego najmłodszego. To bardzo wiele znaczy.


Henryk: Z czym realnie się zmagacie? I co sprawia, że idziecie dalej?


Emilia: Najtrudniejsze bywa moje własne serce: brak sił i cierpliwości często stają na drodze dobrym chęciom. Gdy przychodzi zmęczenie, to co trzyma mnie to przekonanie, że to nie mój pomysł, lecz Boże powołanie. Bóg powołuje nie tylko „świętych i cudownych”, ale też słabych i ich wyposaża. To daje nadzieję na każdy dzień.

Daniel: U mnie podobnie. Mam świadomość swoich braków, choćby tego, że bywam poza domem. Pomaga mi pamięć, że długo się o tę sprawę modliliśmy i Bóg to potwierdził. A jeśli On wzywa, to też prowadzi. Prawnych „zawirowań” nie mieliśmy; zmagamy się głównie z normalną logistyką dużej rodziny.


Henryk: Co uważacie za największe błogosławieństwo płynące z bycia rodziną zastępczą? Czy są momenty lub wydarzenia, które szczególnie zapadły wam w pamięć?


Emilia: To, że mogliśmy być świadkami wysłuchanej modlitwy trójki dzieci pod naszą opieką. Uczyliśmy je modlić się, także o swoich rodziców i Pan Bóg odpowiedział.  Uczyliśmy je, że modlą się do żywego i prawdziwego Boga, który wysłuchuje naszych modlitw. Radością jest wiedzieć, że mogły tego doświadczyć. 

Daniel: Dojrzewamy też jako rodzina, uczymy się granic naszych dzieci, ich możliwości i zmęczenia. Wiemy lepiej, kiedy zwolnić, a kiedy dźwignąć więcej razem.


Henryk: Co ludzie w Zborze mogą zrobić, by realnie wspierać takie rodziny jak wasza? Co byście im powiedzieli, w jaki sposób mogą włączyć się w rodzicielstwo zastępcze?


Emilia: Najbardziej pomaga zwykła, praktyczna pomoc. Taka ciocia, wujek, babcia ze zboru na godzinę lub dwie, ktoś kto weźmie dzieci na spacer, ponosi najmłodszego po nabożeństwie albo zostanie z pozostałymi dziećmi, kiedy muszę jechać z jednym do lekarza. Raz na jakiś czas, bez wielkiego obciążenia, po prostu być dostępnym. Mamy wokół siebie kilka takich osób. Kuzynka Daniela zdecydowała się być naszą taką nieformalną „rodzinną pomocą”. Bierze dzieci na weekend i prowadzi dla nich zajęcia terapeutyczne, bo ma w tym doświadczenie. Inna siostra ze zboru czasami nas odwiedza, nawet z pięcioma kilogramami mięsa! porozmawia z nami, to jest bardzo miłe. A wujek na nabożeństwie bierze na ręce naszego najmłodszego i z nim chodzi, dzięki czemu mogę spokojnie porozmawiać. Dla mnie to ogromna ulga. I jeszcze odrobina wyrozumiałości na hałas i zamieszanie, które robi gromadka – staramy się, ale przy tylu dzieciach dynamika po prostu taka jest.


Daniel: I jeszcze przyjaźń. Zwykła, braterska. Nie tylko taka formalna pomoc, ale relacja – żeby usiąść, porozmawiać, być. Tego nam dziś nieco brakuje.

Emilia: Tak, oprócz tych rąk do pomocy przy codziennym życiu, żebyśmy mogli nadrobić rzeczy, które są w domu, to chcielibyśmy właśnie takiej prostej przyjaźni. Takich przyjacielskich kontaktów, które jesteśmy w stanie utrzymać w takim trybie, w jakim żyjemy.


Henryk: Daniel, wspominałeś, że długo szukałeś „swojego miejsca” w służbie.


Daniel: Tak. Po nawróceniu chciałem służyć Panu Bogu. Myślałem, że prawdziwa służba to tylko kazalnica albo ewangelizacja uliczna. Modliłem się: „Panie, ja tak nie potrafię, ja nigdy nie będę apostołem Pawłem”. Zawsze miałem kompleks tego, że nie mogłem znaleźć swojego miejsca. Minęły lata i Bóg dał mi miejsce, w którym mogę służyć realnie, czuję się w nim dobrze: dom, rodzina, troska o dzieci. Wierzę, że każdy, kto szczerze chce służyć, znajdzie w Kościele swoje „tak”, przygotowane przez Pana. Wierzę, że jest to spełnienie mojego, i naszego z Emilią, powołania.


----------------------------------------------------

BĄDŹ PRZYJACIELEM RODZIN ZASTĘPCZYCH 

Znasz rodziny zastępcze w Twojej społeczności? Zapytaj, czy możesz ich odwiedzić. Przynieś ciasto, pomódl się z nimi o bieżące sprawy. Może potrzebują wsparcia, na przykład w ogrodzie? Właśnie Ty możesz wesprzeć ich w tej misji!  

Jeśli w Twoim zborze jest rodzina zastępcza – powiedz im o nas. Chcemy, by żadna rodzina nie była w tej służbie sama. Z radością połączymy ich z innymi rodzinami zastępczymi w okolicy i będziemy informować o naszych działaniach. 

W sprawie programu „Rodziny Niezastąpione” możesz skontaktować się z Euniką Skrzypkowską, koordynatorką programu: eunika@akcjabach.org






 
 
bottom of page